Otworzyłam oczy. Leżałam w cudzej jaskini, cała zakrwawiona i z bandażem na szyi.
- Mam nadzieję, że dasz radę ją wyleczyć - usłyszałam głos mamy- nie wybaczę sobię tego, jak ich pilnowałam.
- To nie twoja wina - pocieszał ją tata, sam był zrozpaczony.
- Niedługo powinna się obudzić. - to była Trixie.
- Otworzyła oczy - powiedziała Snow.
- Valixy, córeczko!- podeszli bliżej.
- Mamo.....- powiedziałam z wyczuwalnym bólem w głosie.
- mogę sprawić, że nie będzie ją nic bolało- powiedziała do reszty, a potem rzuciła na mnie zaklęcie.
Momentalnie poczułam się lepiej i wstałam, no...spróbowałam, chyba miałam skręconą przednią łapę. W końcu z pomocą Snow podniosłam się i kulejąc ruszyłam w stronę wyjścia. Tata złapał mnie i wziął na plecy.
Poszedł nad rzekę. Wskoczyłam do wody, żeby się umyć. Oczywiście przez cały czas byłam pilnowana.
- Ale właściwie co się stało?- spytałam w końcu.
- Jakiś tydzień temu z Okarim znaleźliście się w granicznych lasach. Wtedy zaatakował was
członek watahy Krwawych Pazurów i...
- Już pamiętam! Ilu ich jest?
- Dwudziestu, ale damy radę.
- Ojej, boję się....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz