Chodziłam ze Scarlet po lesie. Było bardzo miło, do czasu....
Nagle usłyszałam jakiś szelest wśród drzew. Zrobiło się ciemno, niczego nie było widać. Drzewa wyglądały jakby złowrogo na nas spoglądały.
Nagle poczułam na ramieniu szybki i nieopanowany oddech. Pomyślałam, że to moja towarzyszka - nic bardziej mylnego! Kiedy odwróciłam się ujrzałam krwawoczerwone, wrogie oczy.
- Pomóż! - Usłyszałam głośny jęk Scarlet.
Zdenerwowałam się już. Wyrzuciłam w niebo wielką świetlną kulę. Wokół mnie stało mnóstwo wilków, ale brak było znajomej twarzy. Nie zważając na inne wilki rzuciłam się w pogoń za waderą. Nie była daleko, bo czułam jej zapach. Wszyscy przybysze rzucili się za mną w pogoń.
Nie miałam już sił, myślałam, że zaraz padnę. Wtedy zobaczyłam Valixy i Zayna wraz z wojownikami.
- Szukajcie Scarlet!!- krzyczałam jak opętana.- Na północ!!!
Jednak wszyscy moi przyjaciele rzucili się do walki z przybyszami. Ja jednak pobiegłam za tropem zaginionej. Wtedy zobaczyłam ją przywiązaną do ogromnego drzewa.
- Uważaj, za tobą. - krzyknęła resztkami sił.
Nie zdążyłam nawet się odwrócić, poczułam ból ogarniający całe moje ciało. To była trucizna!
Starałam się jej pozbyć, ale w końcu zrozumiałam, że bezskutecznie. Straciłam siły i padłam na ziemię.
< ktokolwiek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz