Wczoraj chodziłem sobie po lesie. Nagle spotkałem jakąś waderę.
- Okari, cześć!- powiedziała.
-Skąd....Trixie!Ale się zmieniłaś!
- Wiem, trudno mnie poznać.
Zaprowadziłem ją do rodzeństwa. Okazało się, że była z nimi mama.
- Trixie, ale się zmieniłaś. Jesteś piękną waderą.- powiedziała, trafiła w moje słowa.
- dziękuję- odpowiedziała.
-Chyba nikt nie daje Ci dzisiaj spokoju.
- Raczej tak.
Rozmawiały tak dalej i udało mi się wymknąć. Nagle poczułem, że za mną ktoś idzie. Była to Valixy.
Poszliśmy więc we dwójkę przed siebie. Nie odzywaliśmy się do siebie i nie wiedzieliśmy gdzie idziemy.
Trafiliśmy w dziwne miejsce. Przeraziłem się. Serce stanęło mi w gardle. Na tablicy widniał napis: "Wataha krwawych pazurów"
Nagle zza krzaków wyszedł basior i zaatakował nas. Wbił kły w szyję Valixy i zbliżał się do mnie. Wtem nadleciał tata i odepchnął go. Rozpoczęła się walka i wróg przegrał. Uciekł, ale pożegnał nas słowami:
- Wygraliście bitwę, ale przegracie wojnę!
I uciekł. Przybyła reszta watahy, ale nikt nie zwracał uwagi na wilka, wszyscy skupili się na mojej siostrze.
- Trixie, dasz radę ją uleczyć ?- spytała mama.
- Spróbuję.
Mike zaniósł ją do ich jaskini.
Bałem się, szykuje się wojna! Jak sobie poradzimy, jest nas tak mało!
Wieczorem rodzice rozmawiali:
- Oby Trixie wyleczyła Valixy, już tam idę.- powiedziała mama.
- Eris, co zrobimy, jest nas za mało.
- Mam pomysł, zaproponuję zjednoczenie naszej sąsiedniej watasze.
- Dobrze, idziemy do Trixie, a Snow niech zostanie u nas.
Poszli. Wiedziałem, że chodzi o Watahę Magicznych róż. Nie wiedziałem co mam myśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz